Kiedy używamy przymiotnika „polska”, „polski” nie mówimy o rzeczach związanych z bytem geograficznym, ale z rzeczywistością ducha - czyli rozmawiamy o nośnikach wielowiekowej narodowej tradycji. Od razu dodajmy, że tradycję rozumiemy nie jako coś niezmiennego, skostniałego, dogmatycznego. Pod tym terminem ukrywa się duchowa spuścizna narodu: bogata, wielowymiarowa, różnie przejawiająca się w recepcji poszczególnych osób, a nade wszystko dynamiczna, czyli poddana pewnej ewolucji, reagująca na ukazujące się nowe znaki, na przychodzące nowe czasy. Jej celem jest doprowadzenie do pełni bytu tego ciała (niektórzy nazywają je „wieloosobą”), jaką jest naród albo ojczyzna. Tą pełnią jest wykonanie swojej misji.
TRADYCJA POZWALA POZNAĆ PRZYSZŁOŚĆ
Owa tradycja - jeśli jest rzeczywiście tak istotna, iż możemy ją pisać z wielkiej litery - ma dla nas ważną cechę. Znając ją, możemy zajrzeć za zakręt historii i powiedzieć, jak będzie ona wyglądało jutro. To nie jest futurologia, bo nie mówimy o przewidywaniu historycznych wydarzeń, zresztą zawsze ukrytych przed nami w chmurze wspomnianej Opatrzności. Mówimy o przewidywaniu w wymiarze duchowym. Jeżeli Tradycja (wielkoliterowa) jest kręgosłupem narodu, może inaczej - jest jego dynamiczną „tkanką życia”, i jeżeli cechuje ją właściwe reagowanie na historyczne otoczenie, to... możemy z ogromnym prawdopodobieństwem powiedzieć: „Naród będzie taki a taki”. Albo powiedzieć, że ... „przestanie istnieć”...
Nota bene: Pamiętacie Państwo, że coś takiego zabrzmiało już kiedyś w naszych uszach? Tak powiedział
w 1997 r. o naszym narodzie św. Jan Paweł II. Zajrzał za zakręt historii i
powiedział, co ujrzał: nasz naród nie ma przyszłości. Tam gdzie była Polska, jest pustka.
Właściwie w tym miejscu moglibyśmy zupełnie zmienić temat naszej
konferencji i zająć się cytatem papieskim: „Naród, który zabija własne dzieci jest narodem
bez przyszłości”.
Gdzie tu więc mówić
o jakimkolwiek mesjanizmie, gdzie dopatrywać się pragmatyzmu, skoro za zakrętem
historii nie ma już Polski... Bo naród pozwolił sobie podmienić kręgosłup, bo zamienił wielkoliterową Tradycję na wszechwysławianą
nowoczesność, której
jednym ze wspólnych
mianowników jest
aborcja.
Opuśćmy tę pesymistyczną ścieżkę i mimo wszystko spójrzmy z nadzieją na
przyjście czasów,
gdzie w Polsce będą przestrzegane podstawowe Boskie prawa. I powróćmy do
metodologii.
NOŚNIKIEM TRADYCJI JEST „LUD”
Oto kolejne założenie: nośnikiem tradycji narodowej nie jest naród jako całość, nie jest nim też elita narodu, ani ludzie sprawujący władzę, czy nowi malarze polskiej tożsamości, jaką są wszelkiej maści gwiazdy i gwiazdki - mody, aktorstwa, muzyki i innych tworów masowej tzw. kultury. Nurt tradycji płynie w innym miejscu - w jakimś, znowu duchowym, wymiarze społecznym - wymiarze, który w narodzie po prostu „jest” - czasem nie nazwany, niedookreślony, ale zawsze „jest” i „jest ważny”, „jest narodowotwórczy”. W języku kościelnym mówilibyśmy w tym miejscu o „sensus fidei” obecnym wśród wierzących, w ludzie Bożym - dodajmy, że wcale nie wśród wszystkich i niekoniecznie wśród wykształconych i sprawujących duchową władzę. Mówiąc o „sensus fidei”, mówimy o jakimś tajemniczym, wymykającym się jakimkolwiek badaniom, instynkcie wiary, o podświadomej, wpisanej w naturę człowieka pewności, że „tak jest”, nawet gdy sam wierzchołek Kościoła albo najbliższy krąg religijny mówiłby inaczej. Tu zamiast „zmysłu wiary” moglibyśmy ukuć termin: „sensus nationis”, znowu nie dotykający każdego, ale obecny w „populus” - w ludzie polskim. Ciekawe, że ten „sensus” okazuje się zupełnie inny dla każdego z narodów.
TRADYCJA ZAWIERA W SOBIE „KOŚCIÓŁ” I „MARYJĘ"
I oto już powyższym porównaniem sugerujemy poniekąd temat naszych rozważań... W tradycji polskiej „polskość” utożsamia się w najgłębszej swej głębi z Kościołem i z Matką Najświętszą. Od razu znów dodam metodologiczną uwagę, że do czasów paruzyjnych będą to dwie różne rzeczy. I będą atakowane oddzielnie. Bo - znowu odzywa się teologia - co innego struktura Kościoła, a co innego jego charyzmat, a więc, jak mawiał Jan Paweł II, jego „profil maryjny”.
ARCHETYPY MARYJNE W TRADYCJI POLSKIEJ
Mówimy o polskim „sensus nationis”, a sądzę, że możemy to myślenie jeszcze bardziej uprościć i mówić (po prostu) o naszych archetypach. Czyli o archetypowych doświadczeniach narodu, które odciskają niezatarty ślad w świadomości Polaków - takich np. jak obrona Jasnej Góry z 1654 r., Cud nad Wisłą z 1920 r., a współcześnie homilia Jana Pawła II na Placu Zwycięstwa, rok 1979. W tych archetypach jak w lustrach odbijają się inne wydarzenia - przez nie są też one interpretowane, aż po zupełnie osobiste życie.
Dość ogólnych
uwag. Czas pochylić się nad jednym z czynników, który „prowadzi” nasz naród przez dzieje i
kształtuje jego obraz. Zostawmy temat Kościoła, rodziny, języka i to wszystko, co kryje się w innych
warstwach tradycji. Porozmawiajmy - jak mówił abp Fulton Sheen - o Maryi.
Nie muszę nikogo przekonywać, że „Maryja” to integralna część
naszej narodowej tożsamości. Ale trzeba od razu podkreślić, że nasza maryjność
jest odmienna od maryjności innych narodów i być może tylko w naszym przypadku stała się dzięki temu
jedną z fundamentalnych warstw narodowej tradycji.
Skąd taki
wniosek?
2. TRZY FORMY POBOŻNOŚCI MARYJNEJ: „OD”,
„DO”, „JAK”
Zauważmy, że istnieją dwie formy pobożności maryjnej. Nie, właściwie są trzy.
MARYJNOŚĆ „OD”
Pierwsza pobożność - nazwałbym ją „maryjnością od”. Co kryje się pod tym sformułowaniem? Mówimy o rzeczy najzupełniej podstawowej: chodzi o czynną obecność Matki Bożej w życiu naszego narodu jako wspólnoty i w życiu naszego narodu jako jednostek i rodzin. Jest to pierwsza forma pobożności - w znaczeniu zarówno czasowym jak i jakościowym. Bo najpierw w naszym narodzie zaczyna działać Ona - Maryja. Pierwszy ruch należy do Jej. Ona wchodzi w naszą historię. To Maryja pełna łaski sprowokowała naszą „maryjność”. W tym momencie mamy do czynienia z wielkim historycznym doświadczeniem, potężnym archetypem, który nosimy w sobie po dziś dzień. Śladem tej „maryjności od” są stare sanktuaria, cudowne obrazy, liczne legendy. Z pokolenia na pokolenie dziedziczymy w naszym narodzie doświadczenie pomocy z nieba „przez Maryję”, doświadczenie Jej obecności, towarzyszenia nam w dziejach, doświadczenie interwencji, cudu... Jeśli brakuje doświadczenia, pojawia się bazująca na doświadczeniach minionych pokoleń pewność. Cierpliwa pewność... Jak podczas długich zaborów.
MARYJNOŚĆ „DO”
Czyli mamy pierwszą postać maryjnej pobożności. To doświadczenie działania Matki Najświętszej w życiu narodu. W tym momencie pojawia się druga postać pobożności maryjnej: na działanie Matki Bożej odpowiadamy swoim działaniem. Innym, bo my nie potrafimy czynić cudów, a nawet gdybyśmy byli do tego zdolni, Maryja ich zupełnie nie potrzebuje. Więc my Ją wielbimy, układamy o Niej pieśni, malujemy Jej wizerunki, budujemy dla Niej sanktuaria, poświęcamy jej nasze miasta, a nawet całe królestwo.
To działanie możemy nazwać „pobożnością «do»” - do Maryi, bo to my
jesteśmy tu podmiotem działania, a Maryja przedmiotem działania. Dodajmy, że
nie jest to tylko dziękczynienie i uwielbienie. Chcemy otrzymywać od Niej
więcej, chcemy, by Maryja była nam potężną pomocą i obroną.
Widzimy, jak obok kultu przyjmującego formę dziękczynienia szybko
pojawia się kult błagalny. Tak działa przecież doświadczenie archetypowe:
zdarzyło się raz - wtedy, w
takim razie zdarzy się ponownie - teraz. Nie zdarza się? - trzeba obudzić niebo
krzykiem modlitwy i ceną ofiarowanych wotów. Kolejnym pokoleniom towarzyszy archetypowa pewność, że gdy
modlitwie i ofiarowanym darom towarzyszy wiara, Maryja znowu wkracza drogami
łaski w nasze dzieje. O tym już za chwilę.
W tych pierwszych dwóch postaciach maryjności jesteśmy jak inne narody. Również one były
przedmiotem działania Maryi: od objawień,
przez cuda, do bezpośrednich interwencji w historię. W tamtym „wiele pokoleń przed” czasie nie
różniliśmy się od innych.
MARYJNOŚĆ „JAK”
Dziś jest jednak inaczej, bo możemy rozmawiać o trzeciej, najważniejszej, formie pobożności maryjnej. Wiąże się z nią pewna uwaga o geniuszu naszego języka.
Mówimy
o „pobożności maryjnej”, przyjrzyjmy się więc słowu, którym się posługujemy. „Pobożność” - co
to za słowo? Weźmy do ręki skalpel etymologiczny i oddzielmy pierwotne
składniki. „Po-bożny” to „człowiek według Boga” „człowiek «po Bożemu»” żyjący, działający, myślący tak jak Bóg. „Jestem pobożny”, to znaczy żyję
zgodnie z prawami ustanowionymi przez Boga. Jest „naród pobożny” - czyli żyje on według
zasad obowiązujących w świecie Bożym. Czyli człowiek pobożny to wcale nie ktoś
obwieszony świętymi medalikami, ściskający w ręku różaniec, rozdający komu się
da maryjne obrazki czy chodzący w każdej procesji. „Naród pobożny” to nie ten, który ma Maryję za Królową, który za pierwszy hymn miał
pieśń o
Bogurodzicy, który
wypełnia świątynie na nabożeństwa
majowe i odmawia różaniec, który
nawiedza milionami święte miejsca kultu. Pobożnym narodem jest ten, który... naśladuje Maryję.
Tu zaczyna się nasz polski wyróżnik. Inne języki mówią chórem za łaciną o „dewocji” czyli o „dawaniu” -
dawaniu Bogu swego czasu przez kult albo nawet o „poświęcaniu” się w ofierze.
Widzimy, że słowo to podkreśla drugi wymiar pobożności, wprost uzależniony od
pierwszego wymiaru. Matka Boża daje łaski, w reakcji my dajemy kult, albo nawet
siebie.
Do prawdziwej pobożności jest od nabożeństwa maryjnego nr 2 wciąż daleka droga.
Nie mamy tu jeszcze pobożności, która - jak pisze św. Paweł - zachowała swoją moc. Apostoł ostrzega: „Będą okazywali pozór pobożności, a wyrzekną
się jej mocy” (por. 2 Tym 3,5). Nam ten zarzut nie powinien grozić, bo dla nas
- już w warstwie słowotwórczej
- pobożność maryjna oznacza nie domaganie się łask od Matki Najświętszej, ale
naśladowanie Boga na wzór
Maryi.
To działanie możemy nazwać „pobożnością «jak»” - jak Maryja.
Wszystko się tu zmienia: Wprawdzie Ona - jak w cudotwórczej pobożności nr 1 - pozostaje
podmiotem działania, ale my... z przedmiotu działania stajemy się drugim
podmiotem działania!
3. MARYJNOŚĆ TO NAŚLADOWANIE PRAGMATYZMU MARYI
Do czego to wszystko ma zmierzać? Chyba się już Państwo domyślają. W
Maryi, do której
docieramy przez doświadczenie religijne, dostrzegamy nie tyle receptę na spełnienie się naszych snów o wielkości, ale wzór pragmatycznego podejścia do życia. Mówiąc kolokwialnie: schodzimy z
wysokiego nieba na ziemię i zaczynamy myśleć o podjęciu pracy i trudu. W
prawdziwej maryjności jest praca mająca krok po kroku zmienić całą narodową
rzeczywistość. Nie przez oczekiwanie łaski, która wszystko uczyni nowe, ale przez
systematyczne działanie, przez pracę u podstaw, przez pragmatyzm, któremu dopiszmy
przymiotnik religijny albo duchowy, albo jeszcze inaczej - maryjny.
Już mamy pierwszy oczekiwany wniosek. Mówi on, że prawdziwa maryjność jest
pragmatyczna. Bo Maryja była do szpiku kości pragmatyczna. Nie polegała tylko na
Bogu, ale angażowała swój
zmysł praktyczny, umiała przewidywać, podejmować właściwe decyzje - nawet jeśli
były możliwością najtrudniejszą. Jeśliby w naszym narodzie ta forma
pobożności - maryjność nr 3 - zaczynała dominować, stalibyśmy się narodem
z wielką przyszłością. Tym bardziej, że taka maryjność oznacza asystencję Boga
i Jego łaski tak samo potężną jak było w życiu Matki Najświętszej ...
NOWE ZNAKI - NOWI LUDZIE MARYJNI W POLSCE
Pozwólcie, że do tych refleksji dodam w tym momencie dużą dawkę optymizmu. We wspomnianej na początku warstwie narodowej, w której jest obecny „sensus nationis”, a zarazem „sensus fidei” w tej warstwie nazywanej „populus” pojawia się zdumiewająco gęsta nowa świadomość maryjna. Budzi się lawinowo maryjna „pobożność «jak»”. Ludzie chcą Ją naśladować, zmieniać swój styl życia, oddają się Jej na wzór - uwaga! - kard. Augusta Hlonda, kard. Stefana Wyszyńskiego, kard. Karola Wojtyły, później papieża. Dzieje się tak nie tylko wśród poszczególnych ludzi, ale i rodzin, dalej całych wspólnot. Tych ludzi, wspólnot, rodzin jest wśród nas tysiące. Zaczynają one być reprezentantami narodu przed Bogiem. Jak dziesięciu sprawiedliwych miało spełnić tę funkcję w Sodomie i Gomorze.
Czy mam dodać, że masowe poświęcanie się Matce Bożej jest, po
pierwsze - formą radykalnego naśladowania Matki Najświętszej na planie
codzienności i po drugie - fenomenem znanym w tylko jednym miejscu na mapie
świata? Chyba nie muszę. Ten niezwykły fenomen pobożności maryjnej, która jest kwintesencją pobożności
nr. 3, jest zjawiskiem tylko i wyłącznie polskim.
MISJA Z NIEBA - MESJAŃSKA?
Ktoś powie: ...a to by oznaczało, że w planach Bożych Polska ma do odegrania jakąś szczególną rolę, że ma jakąś misję z nieba. Pewnie miałby rację. Ale ktoś doda z zapałem, powołując się zresztą nie tylko na fragmenty naszej tradycji, ale i na wizje niebieskie i święte proroctwa, że nasz naród ma misję mesjańską. Przy takim twierdzeniu postawmy nie kropkę, ale znak zapytania. Bo może w tym momencie rzeczywiście mamy prawo zachować to słowo, które towarzyszy naszym dzisiejszym dyskusjom, słowo „mesjanizm”? Ale z pewnością należy zmienić jego znaczenie.
Zauważmy, że ów
wątek mesjański
zaczyna nam rzeczywiście pobrzmiewać w uszach. Włączamy logiczną dedukcję,
wpisaną trochę w nasze polskie archetypowe myślenie, i oto w ramach naszego
bycia „jak Maryja” pojawia się jakaś misja Polski analogiczna do historycznej
misji Maryi - wprawdzie w takim stopniu w jakim ten nr. 3 będzie cechował
narodową świadomość, ale jednak się pojawia. A że Jej misja związana była z
Mesjaszem, i my możemy misję Polski nazwać mesjańską.
Uczyńmy
krok wstecz, by myślenie o mesjanizmie nie oderwało nam stóp od ziemi. Maryjna misja mesjańska była na wskroś
pragmatyczna, przejawiała się w ziemskich decyzjach i podejmowanych
przyziemnych działaniach. Symbolicznie w trzydziestu latach szarego, ukrytego
życia w Nazarecie, życia pełnego codziennych domowych obowiązków..
Oczywiście, w Maryi był świat ducha, pionowa relacja: ja - Bóg, Bóg - ja, której zostało podporządkowane wszystko,
ale to „wszystko” wyrażało się
u Niej do tego stopnia zwykłym podejściem do ziemskich spraw, że Matka naszego
Mesjasza była uznana przez mieszkańców rodzinnego miasta za
„szarą mysz”, za „nikogo-szczególnego”.
Więc ten nasz „mesjanizm według Maryi” jest jakiś inny, niż ten
opisywany przez narodowych wieszczów i narodowych proroków? Owszem, inny. Naród szary jak mysz, naród żaden szczególny - to raczej nie mesjanizm oczekiwany przez tych, którzy podrzucają nam to słowo.
„Maryjność jak” pozwala nam patrzeć na świat „po Bożemu”, przez Boskie filtry, które całkowicie zmieniają
obraz. „Przepych szatana”, o którym była mowa w dawnych łacińskich
tekstach mszalnych okazuje się papierową atrapą, ostatni okazują się pierwszymi, a życie jest w takim
procencie szczęśliwe, w jakim procencie jest w nim Bóg. I tak dalej.
Nota bene: Zastanówmy się, czy myślenie o „przepychu”
naszego mesjanizmu (przynajmniej w jego owocach) nie ma czegoś z szatana... A
tym samym - nie jest motorem, ale hamulcem w realizacji naszej dziejowej
misji...
Czyli już samo doświadczenie maryjne będące owocem pobożności nr
3, już sam maryjny archetyp, który w nas trwa - czy wszystko to nie powinno mieć praktycznych
konsekwencji? Jesteśmy inni
i w praktyce wyznajemy inną
religię niż świat.
W ŚWIETLE MARYI - INNY MESJANIZM
Spytacie, ile jest w naszym narodzie tej prawdziwej maryjności.
Nie jestem historykiem i nie zabiorę głosu opowiadając o walorach
przeszłości. Mogę jednak opowiadać o naszym religijnym dziś.
Ale nie podkreślę, że naród chodzi na majowe i październikowe, nawet że Jasna Góra to jest coś. To
prawda, wciąż działa na naszych ziemiach „maryjność od” (bo jest dla niej wśród nas środowisko) i
zachowaliśmy „maryjność do”. To jednak nie przekłada się automatycznie na
prawdziwą pobożność, która
- uwaga i „a jednak!” - kryje w sobie wymiar mesjański. Zauważmy, że pobożność „jak Maryja”
oznacza podjęcie analogicznego do Maryi powołania. Maryja była Matką Mesjasza,
przyniosła odkupienie. Czyli... Polska ma stać się w analogicznym sensie
„rodzącą Mesjasza” i „dać światu zbawienie”.
Czy mam znowu zrobić „nota
bene” i dodać, że nie chodzi tu o „ocalenie”, o jakim - aż od dnia
Zesłania Ducha Świętego marzyli uparcie nawet Apostołowie, chcący przywrócenia królestwa, odebrania władzy
bezbożnikom, wywyższenia narodu...? Chyba już nie muszę. Zauważmy, jak
maryjność ustawia mesjanizm. Nie Polska będzie Mesjaszem narodów, ale to jej
pragmatyczna codzienność będąca pełną
wiernością Bogu - ta maryność w wymiarze „jak” czyli najprawdziwsze z
autentycznych chrześcijaństwo
-zaowocuje pojawieniem się wśród
nas zbawienia.
Z tym ostatnim zdaniem (może ten skok w kraniec historii Państwa zdziwił, bo nie
o tym dotąd rozmawialiśmy) wkraczamy w krainę eschatologii. Furtką jest
wspomniany już Dzienniczek
Siostry Faustyny, gdzie Jezus zapowiada, że - pod pewnymi warunkami -
Polska przygotuje świat na Jego powrót w Dniu Sądu. Czyli najważniejsza misja jest zapewne bardzo
daleko przed nami, ale nasze działania dziś już ją podejmują. Ta ostania
historyczna rola Polski jest jak owoc, który musi zgodnie z prawami przyrody/historii pojawić się na gałęziach drzewa i dojrzeć w
swoim czasie. Ale każdy dzień
jest tu konieczny...
Od razu znowu dodam, że takie zadanie ma ze swej natury każdy naród. Tylko, że w tym
peletonie „powołanych do wielkich Bożych dzieł” niewiele z nich kontynuuje dziś
ten wyścig. Zostaliśmy niemal sami. Czujemy na sobie oddech ekipy Filipińczyków... ale to niemal koniec
Bożej konkurencji. Przepraszam i obym się mylił, ale nie potrafie wymienić
innych narodów...
4. PRAGMATYCZNA REWOLUCJA MESJAŃSKA
Wierzę, że nasz naród jest dziś w swoim „populus” zdrowy, więcej - coraz zdrowszy,
a wspomniane historyczne doświadczenia „maryjności od i do”, a także motor
działania maryjnego archetypu pozostają w nas czynne. Nie w elitach, nie w
ludziach u władzy, nie w świecie mediów i żyjących ponad naszymi głowami gwiazd. „Sensus nationis”, a zarazem „sensu fidei” zapewniają coraz głośniej, że
idzie pragmatyczna rewolucja mesjańska.
„Pragmatyczna rewolucja mesjańska”.
Głos ludu czuje zapach rewolucji, której pierwszy przymiotnik („pragmatyczna”) mówi o sposobie działania, a drugi
(„mesjańska”) o
celu, którego dokładną
postać zna tylko Bóg.
My, jak Maryja, nie musimy wszystkiego rozumieć...
I oto pojawia się najważniejsze słowo w polskim języku: wiara. W
modlitwie na uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej wiara znajduje się w
centrum. Wszechmogący
i miłosierny Boże, Ty dałeś narodowi polskiemu w Najświętszej Maryi
Pannie przedziwną pomoc i obronę, a Jej święty obraz jasnogórski wsławiłeś niezwykłą czcią
wiernych, spraw łaskawie, abyśmy na ziemi z zapałem walczyli w obronie wiary, a
w niebie wysławiali Twoje zwycięstwo. Mamy zachować wiarę, obronić ją, a tym
samym ocalić tożsamość narodu i nie utracić swej historycznej misji. Co stało się udziałem wielu innych narodów, tak kiedyś pozytywnie
historiotwórczych.
MISJA POLSKI. JAKA?
Czy istnieje mesjanizm polskiego narodu? - pytamy. Jeśli istnieje, to ten wpisany w słowa Karola Wojtyły, który jeszcze jako kardynał uczył papieża Pawła VI i nas, w ramach prowadzonych przez siebie w 1978 roku rekolekcji na Watykanie, że Kościół ma być Matką paruzyjnego Chrystusa, którego „przyjście ponowne (...) musi być przygotowane przez Ducha świętego, już nie w łonie Dziewicy, ale w całym Ciele Mistycznym”. Kiedy chcemy mówić o mesjanizmie polskim, wystarczy słowo „Kościół” zastąpić „polskim narodem”; może właśnie o tym mówi Jezus do Faustyny, zapowiadając „wyjście iskry” z Polski? Czyli w tym kontekście „przyjście ponowne (...) musi być przygotowane przez Ducha świętego, już nie w łonie Dziewicy, ale w polskim narodzie”...
Nasz naród
- my wszyscy, jako poszczególni
ludzie i jako wspólnota
- musi być „jak Maryja”. Mamy przygotować miejsce na przyjście Chrystusa, tak
jak to uczyniła szara Maryja przy pierwszym przyjściu Jezusa. To najbardziej
pragmatyczne podejście do mesjańskiej
roli, która zaczyna
się naszym nawróceniem.
Jest cel, są środki, jest droga. Potrzebna jest jeszcze uwaga, konsekwencja i
cierpliwość. Niech nam jej nie zabraknie - nam ani następnym pokoleniom.
Na koniec pozwolę sobie sparafrazować słowa Jana Pawła II: „Naród, który upodabnia się do Maryi, jest narodem z wielką zbawieniotwórczą przyszłością”. Niech to będą słowa o Polsce. Te, a nie skierowane do nas ostrzeżenie świętego papieża z 1997 roku.
Zdjęcie: Mathiasrex, Maciej Szczepańczyk, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=37700695
